Indeks

Sztuka osobista

Pytania, akcje uliczne

Sztuka zjawiskowa

Struktury osobiste

Struktury magiczne

Obrazy figuratywne

Wspolna przestrzeń

 

Teksty Liszkowskiego

W stronę własnej linii

Milczenie przestrzeni

Odnajdywanie siebie

Sztuka projekcji

Program artystyczny

Biografia

Sztuka i Teoria

 

Teksty o Liszkowskim

Podążanie

Stwarzana struktura

Powaga gry

Poza przestrzenią

 

Kalendarium

Projekcje i wystawy

Wystawy zbiorowe

 

 

 

Marek Śnieciński

Powaga gry – twórczość Witolda Liszkowskiego

 

Witold Liszkowski za pomocą swej sztuki, za pomocą rozmaitych języków sztuki toczy nieustanną grę z przestrzenią i czasem. Ta gra, choć niekiedy sprawia wrażenie niefrasobliwej i swobodnej zabawy o mało precyzyjnych regułach, naznaczona jest jednak ogromną powagą. Jej stawką jest bowiem zrozumienie natury naszego uwikłania w czas i przestrzeń, nasze relacje z nimi, powody niemożności ich ogarnięcia i nazwania słowem czy obrazem.

W cyklu realizacji, zatytułowanych Struktury magiczne (niekiedy artysta nazywa je Strukturami osobistymi i myślę, że oba tytuły można stosować tu zamiennie), Liszkowski uważa siebie, słusznie zresztą, za malarza. Jest to jednak malarstwo szczególnego rodzaju, gdyż Witold Liszkowski jest malarzem, który myśli linią, który przygląda się malarstwu, językowi malarstwa z dystansu, który uzyskuje, przenosząc się w paradygmaty innych języków sztuki. Po pierwsze ­- spogląda na nie z perspektywy świata zdefiniowanego kreską. Patrzy, jakie oblicze ujawni obraz malarski, gdy skonfrontowany zostanie z podniesioną do rangi absolutu linią. Na ile obroni swą tożsamość i swą odrębność. Po drugie - mam wrażenie, że realizowany przez wrocławskiego artystę projekt Sztuka zjawiskowa, w którym łączy on rozmaite rodzaje wizualnej i dźwiękowej wypowiedzi, również można potraktować jako próbę spenetrowania pojemności języka malarstwa, choć z pewnością nie jest to jedyna sfera znaczeń, które wiążą się z tymi efemerycznymi, „malarskimi” projekcjami. Warto chyba przy tym zwrócić uwagę, że w obu przypadkach artysta kwestionuje klasyczną, dwudziestowieczną definicję obrazu, jako wyodrębnionej płaskiej powierzchni, na którą nałożone zostały barwy. W jego pracach obrazy wydają się być pozbawione ram, rozrastają się na całą przestrzeń, podobraziem może stać się wszystko, co znajdzie się w zasięgu ręki i wzroku malarza. Równocześnie obraz przestaje tu funkcjonować jako trwała, niezmienna struktura, w jego przestrzeń wkraczają bowiem także elementy owego szczególnego podobrazia, które stają się zarazem jego malarskim budulcem. Mamy więc tu do czynienia z malarstwem w przestrzeni, choć pewnie słuszniej można by je określić jako malarstwo stwarzające przestrzeń, kreujące nowe przestrzenne jakości.

Witold Liszkowski wydaje się wierzyć, że istnieje jeden, uniwersalny język sztuki, że gdyby udało mu się zaistnieć w tym języku (zaistnieć, gdyż tego języka nie da się używać jak narzędzia), mógłby za jego sprawą zmierzyć się z nieprzewidywalnością i poznawczą nieuchwytnością rzeczywistości, że mógłby zbliżyć się do jej tajemnicy. Chyba dlatego dostrzegam w jego realizacjach pożądanie skierowane ku dziełu totalnemu, dlatego mam wrażenie, że świadomym bądź podświadomym celem artysty jest współczesny „Gesamtkunstwerk”, jest chęć stworzenia dzieła wykalkulowanego i nieprzewidywalnego zarazem, uporządkowanego i rozedrganego emocjami, łączącego w sobie rozmaite języki sztuki i ukrytą „mowę” rzeczywistości.

Artysta nie próbuje opowiadać o świecie, lecz usiłuje odkryć, odnaleźć i ustanowić reguły, które pozwalałyby ową opowieść rozpocząć. W jego przypadku twórczość staje się rodzajem podróży ku źródłom sensów i źródłom ich rozumienia. Źródła te, zdaniem artysty, tkwią zarówno w otaczającym nas świecie, jak i w jaźni twórcy, zaś problem polega na tym, jak do nich dotrzeć albo jak je rozpoznać. Jednym ze sposobów, jakimi usiłuje posłużyć się Liszkowski, jest ciągłe penetrowanie pogranicza tradycyjnych języków sztuki, by konfrontowane ze sobą, poddawane swojej wzajemnej presji (stymulowanej przez artystę) ujawniły ukryte dotąd obszary i związane z nimi, a przeczuwane przez twórcę możliwości. Podróż taka obarczona jest sporym ryzykiem – jedynym oparciem jest w niej często tylko intuicja. Tylko ona pozwala podejmować kolejne próby znalezienia i nadawania sensu, kolejne próby uwalniania się od utrwalonych tradycją znaczeń i zadawania sobie, sztuce i światu niewygodnych, „dziecięcych” pytań. W takiej podróży stale doświadcza się lęku splecionego z oswobadzającym uczuciem zatracenia się w pracy. Taka podróż to nieustanne, pożądliwe wsłuchiwanie się i wpatrywanie w uruchomione gestem twórczym metamorfozy uniwersum języka sztuki. Wpatrywanie się w wyzwolone przez sztukę przyrastanie bytu, który, ku naszej rozpaczy, poprzez kolejne metamorfozy wciąż będzie wymykał się próbom zrozumienia i oswojenia. Witold Liszkowski w swych pracach zdaje się mówić, że ostatecznie i tak napotkamy tylko na milczenie uniwersum, na milczenie przestrzeni, a twórczość, nawet wtedy, gdy spróbujemy ją zamknąć w ściśle określonych regułach, będzie wędrowaniem w ciemności. Mówi jednak także, że tylko podczas takiej wędrówki po omacku mamy szansę odnaleźć siebie i nadać sens własnemu istnieniu.